REFA wspiera projekt uczestniczki naszego Ruchu Katarzyny Bańkowskiej, bo: Bycie ekologiem w duchu Laudato si’ oznacza, że działa się nie tylko w obszarze troski o środowisko ale myśli się o nim również przez pryzmat gospodarki i społeczeństwa. Tylko równoważąc te trzy obszary, możemy sprawić, że bardziej świadoma ludzkość pochyli się nad losem każdego stworzenia. Zatem przybywamy do małych wiejskich miejscowości, aby prowadzić w nich warsztaty dla dzieci, młodzieży i seniorów, dając tym samym szansę na rozwój w każdym wieku i uczulać pokolenia na wzajemną współpracę...

Urokliwa miejscowość - Kazimierz Dolny, położone jest nad najbardziej wysuniętym na wschód zakątkiem Wisły. Niegdyś żyjące własnym rytmem miasteczko - stało się modnym miejscem, gdzie miło i beztrosko spędzają czas różnorodni turyści. I tak, niektórych zachwyca bogactwo kulturowo - historyczne tj.: ruiny zamczyska, baszta, spichlerze, majestatyczne świątynie czy bogate kamienice. Inni przyjeżdżają tu, by odpocząć w zaciszu pięknej przyrody Kazimierskiego Parku Krajobrazowego wśród wąwozów. Czy Kazimierz naprawdę jest enklawą spokoju i harmonijnej egzystencji? Okazuje się, że nie.

Działalność ludzi rządzących Kazimierzem niekiedy wzbudza rozgoryczenie i wzburzenie wśród miejscowej ludności. Rzecz szczególnie odnosi się do sytuacji, w których dochodzi do łamania prawa za przyzwoleniem władz.Wobec takich faktów Kazimierzanie nie pozostają obojętni, pisemnie protestują, lecz z różnym skutkiem.

Na łamach Dzikiego Życia od pewnego czasu pojawiają się artykuły dotyczące bioregionu. Przyznam, że początkowo onieśmielały mnie tytuły jak i nazwiska znawców tematu i nie sądziłem abym w tym gronie mógł się kompetentnie wypowiedzieć, jednak w końcu przełamałem niezdecydowanie i postanowiłem skreślić tych kilka zdań na temat tego, czym według mnie jest bioregion. Zwłaszcza, że wiele z przeczytanych tekstów ma dla mnie charakter dysputy akademickiej, tymczasem rzeczywistość wydaje się o wiele bardziej złożona, choć w swej istocie bardzo prosta. Z pewnością jednak nie daje się "zakuć" w ciasne definicje i formułki. Taką właśnie sztuczną definicją jest dla mnie termin bioregion. Bo kto wie, co to jest ów bioregion, poza tymi, którzy się nim zajmują? Cała masa ludzi żyjących na pewnym obszarze uznawanym za bioregion wcale o takiej nazwie nie słyszała (mówiąc o bioregionie przypomina mi się jak to przez wiele lat Indianie nie wiedzieli ze są nazywani Indianami). Możnaby zastąpić bioregion bardziej rozpowszechnionym i znanym terminem "mała ojczyzna", ale dziś ojczyzną "wycierają sobie" usta wszyscy, od tych, którzy nazywają siebie patriotami, do tych, którzy dla dobra ojczyzny ją samą sprzedają. Dlatego sądzę, że dobrze będzie użyć słów "rodzinna ziemia: czy "dom" pojmowany rzecz jasna nie jako budynek, ale jako pewna większa przestrzeń, rozpatrywana również w aspekcie czasowym. Czym zatem jest dom, który można utożsamiać z bioregionem dla mieszkańca podzamojskiej wioski?

Puszcza Białowieska nieprzerwanie istnieje od ponad 8 tysięcy lat. Pierwotnie był tu las liściasty, rosły dęby, graby, lipy, wiązy, jesiony i klony. Później w wyniku ochłodzenia klimatu wkroczył świerk. Przez tysiąclecia kształtowały się tutaj procesy ekologiczne, charakterystyczne dla lasów naturalnych, drzewa osiągały maksymalne rozmiary. Puszcza Białowieska jest dzisiaj jedynym w Europie naturalnym, mieszanym lasem nizinnym o imponującej różnorodności biologicznej.

W Puszczę wpisane są dzieje człowieka, począwszy od epoki neolitu. Około 600 roku po Chrystusie wokół Puszczy pojawili się Słowianie, w XIV wieku po unii polsko litewskiej pierwotny las był miejscem polowań królów polskich, książąt litewskich a w okresie rozbiorów - carów Rosji. Podczas I wojny światowej nasiliła się eksploatacja puszczańskich lasów i postępujący proces ich degradacji.

Po drodze do lasu prawie zawsze obok niego przechodziłem. Początkowo nie wiedziałem, że jest tam cmentarz. Ot, duża grupa drzew wśród pól, okolona zwarta gęstwiną krzewów, przez którą nie widać było rozsypujących się nagrobków.

Dopiero po pewnym czasie, myszkując w terenie w poszukiwaniu stanowisk odpowiednich dla pójdźki, przypomniałem sobie o tym miejscu.

Pamiętam dziwne uczucie, które mnie ogarnęło, gdy pierwszy raz tam wszedłem. Cisza. Nie usłyszałem głosu żadnego ptaka. Pierwszą rzeczą, jaką dostrzegłem był stary drewniany krzyż oparty o pień sędziwego kasztanowca. Na krzyżu przybite ręce Chrystusa, gdyż cały tułów metalowej postaci naszego Pana odłamał się od rąk i osunął na dół. Smutny widok.