Kronika

Dzień I
Ci, którzy na miejscu pojawili się wcześniej, chlebem i solą witali tych, którzy przez cały dzień zjeżdżali się z różnych rejonów Polski. Gdy w końcu wszyscy uczestnicy pomyślnie dotarli do Jezior, zjedliśmy pierwszy wspólny posiłek - najlepiej przyprawioną pomidorową, jakiej dane nam było spróbować.
Wzmocnieni w ten sposób otworzyliśmy warsztaty pierwszym wykładem. Jako specjalny gość przyjechał do nas ojciec Sergiusz, karmelita bosy. Nie mówił jednak, jakby to wynikało z jego profesji, o życiu duchowym, lecz biologicznym. Ściślej zaś - o ptakach, którymi się pasjonuje. Prócz pokazu zdjęć z jego licznych podróży (do Egiptu, na Islandię, nad jezioro Bajkał) udzielał odpowiedzi na liczne pytania dotyczące skrzydlatych 'braci mniejszych'. I tak dowiedzieliśmy się, jak wygląda warzęcha, jakie ptaki żyją w Turcji i co właściwie jest ciekawego w puszczyku mszarnym.

Pierwszy dzień warsztatów, po kolacji, zakończyliśmy wspólną Mszą. Brak kościoła lub choćby kaplicy w pobliżu stacji zmusił nas do zorganizowania 'świątyni' w jednej z sal, w niczym jednak nie przeszkodziło to naszej modlitwie.

Dzień II
Drugi dzień był wstępem do naszych działań na obszarze Wielkopolskiego Parku Narodowego. Na porannych warsztatach mieliśmy okazję dowiedzieć się podstawowych o nim informacji, zapoznać się z sylwetką jego pomysłodawcy - Andrzeja Wodziczki, a także zdobyć trochę wiedzy o lokalnej florze i faunie. Tak 'zaopatrzeni' w wiedzę mogliśmy udać się do siedziby dyrekcji WPN. Tam z bliska przyjrzeliśmy się zwierzętom i roślinom, jakie występują w okolicy.
Po obiedzie zaś przyszła pora na pierwszy spacer dookoła jeziora Góreckiego. Wycieczka obfitowała w liczne atrakcje, z przedzieraniem się przez gęste pokrzywy włącznie. Wszelkie pokłucia i poparzenia zrekompensował nam jednak piękny zachód słońca.

Dzień III
Na środę przypadła najdłuższa trasa piesza podczas tegorocznych warsztatów - udaliśmy się z Jezior do Rogalina, gdzie rosną chyba najsłynniejsze dęby w Polsce.
Wyjście poprzedziliśmy krótkimi warsztatami. Prowadząca je Agata dała wszystkim uczestnikom wyprawy niecodziennie zadanie: sfotografowanie przynajmniej 10 roślin z 5 rodzin. Mimo, że dla części z nas cała wiedza o florze zamyka się właśnie na dziesięciu gatunkach, podjęliśmy wyzwanie.
Szlak wiódł najpierw do Puszczykowa, później wzdłuż Warty do Rogalinka. Nie jest to odległość duża, przebycie jej zajęło nam jednak dużo czasu. No bo jak można przejść obok motyla/roślinki/żuczka/ptaszka i nie zrobić choćby jednego zdjęcia? A trasa obfitowała w takie okazy.
W Rogalinku odwiedziliśmy stary, drewniany kościółek. Udało się na tez dostrzec niezwykle ciekawego przedstawiciela skrzydlatych drapieżników - kanię czarną.
Prastare (no dobrze, bez przesady, 'zaledwie' pięciusetlentnie) dęby Rogalina zrobiły na nas ogromne wrażenie. Ta pozostałość rosnącej przed wiekami puszczy, mimo niezbyt sprzyjającej pogody, była niezwykle imponująca. Tak samo zresztą jak miejscowy pałac Raczyńskich. To właśnie w parku otaczającym tę budowlę zjedliśmy iście królewski po długiej drodze posiłek - kanapki.

Dzień IV
W czwartek rano, na warsztatach prowadzonych przez Agnieszkę, dowiedzieliśmy się kilku ciekawych rzeczy o działalności urzędów. Po obejrzeniu odegranej przez kilku uczestników warsztatów scenki na zawsze chyba zmieniliśmy swój obraz urzędnika. Okazało się, że jest to zawód wymagający wielkiego poświecenia, trudu i boskiej niemal cierpliwości. No bo jak tu jej nie stracić, gdy nawet drobna procedura ciągnie się czasami miesiącami?
Agata zaś uświadomiła nam, że 'ekologiczne' torebki oferowane nam przez hipermarkety z ekologią maja niewiele wspólnego. Aby skutecznie ustrzec nas przed ich używaniem, wręczyła każdemu z nas w stu procentach biodegradowalną torbę z logiem REFA.
Tuż przed obiadem ci z nas, którzy potrafili posługiwać się kosą (czytaj: Krzysztof) przygotowali teren pod Mszę, która planowaliśmy na dzień następny. Pozbycie się pokrzyw z tego kawałka murawy było dużym wysiłkiem.
Po południu udaliśmy się na krótki spacer nad pobliskie jezioro Kociołek. Jak dowiedzieliśmy się z przewodnika, występuje tu ewenement na skalę światową: jednokomórkowy organizm zwany wymoczkiem. Możemy tylko zazdrościć.

Dzień V
Piątek rozpoczęliśmy Mszą odprawioną w przygotowanym dzień wcześniej miejscu, na tyłach ośrodka. To symboliczne 'wyjście do natury' zaowocowało od razu - tuż po liturgii zaobserwowaliśmy krążącego nad nami bociana czarnego.
Po śniadaniu udaliśmy się do oddalonego o kilka kilometrów Narodowego Muzeum Rolnictwa w Szreniawie. Tam to, przez niemal dwie godziny zwiedzania, zobaczyliśmy wiele eksponatów związanych z życiem wsi. Od ogromnej lokomobili, przez cepy, pługi, maszyny serowarskie aż do współczesnych kombajnów.
Wracając do Jezior natknęliśmy się jeszcze na spore stado dzików w pobliskim lesie. Nie trzeba było jednak, jak radził poeta, 'na drzewo prędko zmykać'. Po powrocie dokończyliśmy warsztat prowadzony przez Agatę. Okazało się, że w oznaczaniu kwiatów nie jesteśmy najgorsi, choć udało się nam przekręcić kilka nazw. Udało się więc wzbogacić naszą wiedzę florystyczną o kolejne kilka gatunków.
Przed pójściem spać obejrzeliśmy jeszcze pokaz zdjęć z wyprawy Krzysztofa na bagna Białorusi. Okazało się, że potrafią one 'wciągać' nie tylko w tym dosłownym znaczeniu.

Dzień VI
Pierwszym punktem programu przewidzianego na sobotę był wykład Konrada. Mówił on o wykorzystaniu biotechnologii w ochronie środowiska. Wszystkie pomysły i wynalazki w tej dziedzinie są bardzo efektowne, choć dla wielu z nas jest to niemal czarna magia. No bo jak można wyprodukować energię z wodorostów?
Na duchowych aspektach ekologii skupiliśmy się podczas warsztatów prowadzonych przez o. Zbigniewa Świerczka. Dowiedzieliśmy się, że Biblia wcale nie nawołuje do nieograniczonego eksploatowania przyrody. Jest wręcz odwrotnie - powinniśmy szanować daną nam w opiekę naturę i troszczyć się o nią jako o dar i dzieło Stworzyciela.
Popołudnie spędziliśmy aktywnie. Tym razem naszym celem było zobaczenie zameczku na wyspie jeziora Góreckiego. Pogoda dopisywała nam mniej więcej do połowy drogi. Wtedy to złapała nas silna ulewa, udało się nam jednak bez większych przeszkód wrócić do ośrodka. Trudno chyba wyobrazić sobie warsztaty REFA bez choćby jednej takiej przygody.

Dzień VII
Niedziela jest zawsze dniem wolnym. Oznacza to tyle, że organizujemy się w grupy i każdy jedzie lub idzie zobaczyć to, co nie jest przewidziane w oficjalnym programie. Część z nas udała się do Poznania. Tam to zwiedziliśmy starówkę, obejrzeliśmy słynne koziołki, obeszliśmy także wszystkie znane zabytki - kościół farny, Ostrów Tumski, a także znany Stary Browar (obecnie galerie handlową).
Wieczorem zaś rozpoczęliśmy przygotowania do planowanej na poniedziałek wyprawy rowerowej. Przewidziana trasa - 60 kilometrów - niektórych z nas wprawiła w przerażenie. Jak się jednak okazało, zupełnie niesłusznie.

Dzień VIII
Rajd poprzedziliśmy sprawdzeniem stanu technicznego rowerów. Był on bardzo dobry - prócz niedziałających hamulców, niewygodnych siedzeń i rozklekotanych kół wszystko było w porządku. Mimo to część jednośladów musieliśmy pożyczyć w Puszczykowie.
Pogoda była piękna, więc z przyjemnością przebyliśmy pierwszy etap trasy. Po drodze oglądaliśmy stare kościoły, widzieliśmy też grób, w którym pierwotnie pochowany był Józef Wybicki.
Szybko jednak dogoniła nas burza. Musieliśmy chować się w lesie przed deszczem i czekać, aż przestanie padać. Gdy przestało - pojechaliśmy dalej. Minęła niecała godzina, gdy znów nad głowami zgromadziły się nam czarne chmury. Tym razem skryliśmy się w gospodzie znajdującej się w sporym centrum hipiki w Jaszkowie , gdzie posililiśmy się ciepłym żurkiem i kanapkami. Dopiero po dwóch godzinach wyszliśmy na zewnątrz. Postanowiliśmy skrócić planowaną trasę - uznaliśmy, że nie damy rady dojechać do parku krajobrazowego gen. Dezyderego Chłapowskiego.
W drodze powrotnej jeszcze dwukrotnie musieliśmy się zatrzymywać z powodu nagłych opadów deszczu. Wróciliśmy jednak zadowoleni, zwłaszcza że na miejscu czekało na nas pyszne ciasto.

Dzień IX
Przedostatni dzień warsztatów minął bardzo spokojnie. Rozpoczęliśmy go spotkaniem z naszym gospodarzem. Opowiedział nam o działalności Stacji Ekologicznej UAM w Jeziorach, jej zadaniach i celach. Po tym wkładzie mieliśmy okazję zapoznać się z 'prapoczątkami' REFA, które doskonale zna i pamięta o. Świerczek.
Przed obiadem podsumowaliśmy tegoroczne warsztaty. Nie może dziwić fakt, że wszyscy wypowiadali się o nich bardzo pozytywnie. Po południu zaś Agnieszka poprowadziła warsztaty dotyczące zdrowego żywienia. Wieczorem zebraliśmy się wspólnie po raz ostatni, by razem pośpiewać i porozmawiać.

Dzień X
Pożegnania nadszedł czas. Nigdy nie jest to jednak pożegnanie ostatnie, bo zawsze mamy świadomość, że zobaczymy się już niedługo. I to niekoniecznie za rok, od czego są wszak rajdy, spotkania i wszystkie wyjazdy REFA?