wierzby-maleCoraz więcej ludzi na świecie jest świadomych, że przyjdzie nam „zapłacić” za bezmyślność i brak troski wobec tego, co zostało nam dane na tej planecie. Jeszcze można spotkać „twardzieli”, którzy nadal uważają, że przyczyn suszy, trąb powietrznych i powodzi, zmuszających doemigracji miliony ludzi rocznie, nie należy szukać u samego człowieka. Są jeszcze punkty sporne, ale wątpliwości już nie ma, że naturalne zasoby są ograniczone, a przyroda wymaga ochrony. Troska o naturę i troska o siebie  idą w parzę z poczuciem, że wszystko łączy głębszy sens, a na świecie nie jesteśmy przypadkiem.

 Ziemia nie należy do człowieka, Człowiek należy do Ziemi                                                                 
Cokolwiek przydarza się Ziemi – przydarzy się człowiekowi                                                             
Człowiek nie utkał pajęczyny życia, jest nitką w tej pajęczynie,                                                         
Niszcząc pajęczynę życia – niszczy samego siebie.

- słowa przypisywane wodzowi indiańskiemu Seattle, z mowy,                                                                
którą wygłosił do prezydenta USA w 1855r.

 

Czy człowiek przez ostatnie 10 tysięcy lat zastanawiał się, czy ma jakiekolwiek zobowiązania wobec naturalnego środowiska, w którym żyje? Czy dopiero skutki jego rabunkowej gospodarki, zmuszą człowieka do zmiany podejścia? Czy chrześcijaństwo i inne religie od zarania dziejów podsuwają jakieś wskazówki, co człowiek jest dłużny przyrodzie?

Jako nastolatek w latach siedemdziesiątych XX-tego wieku, nie mogłem się pogodzić z tak często powtarzanym poglądem, że głównym błędem ewolucji to człowiek, a w dodatku przede wszystkim „biały” człowiek. Według tej tezy biały człowiek posiada dodatkową dawkę pazerności, a usprawiedliwia sam siebie słowami z Pisma Świętego: „Niech ziemia będzie Tobie poddana.”

Chodziłem na manifestacje przedstawicieli narodu indiańskiego, protestując przeciw Jimmy’emu Carterowi, który pozwolił na wydobycie uranu ze Świętej Góry północnoamerykańskich Indianin. Przeczytałem wielokrotnie przemówienie indiańskiego wodza Seattle do prezydenta USA z roku 1855, co stawia świadectwo przyjaznego i ekologicznego podejścia do przyrody.

Kiedy już pracowałem na gospodarstwie ekologicznym w szwajcarskich Alpach, uświadomiono mi jednak, że też biały człowiek uczy się szanować przyrodę i dzięki temu udało mu się wygospodarować dla siebie trwałe miejsce w nieprzyjaznym środowisku. Człowiek jest w stanie się uczyć i dopasować do przyrody- przestrzegać zasady gry. Wtedy i przyroda na tym „zyskuje” i „odwdzięcza” się swoim bogactwem. Zrównoważony rozwój nie jest utopią. Symbioza człowieka z przyrodą spełnia się, kiedy człowiek daje ziemi czas na regenerację i wzmocnienie. To brzmi jak filozofia ludowa - trochę przesłodzona, ale same za siebie mówią zadbane lasy, chroniące domostwa przed lawinami śniegu, skał i błota, soczyste łąki, wzbogacone setkami gatunków roślin, zapylanymi przez najróżniejsze owady oraz pasące się na tych łąkach dorodne, zdrowe krowy.

Gospodarowanie ziemią w sposób troskliwy wymaga od człowieka ciężkiej pracy, skromności i cierpliwości w takim w stopniu, że trzeba sobie z góry założyć, że owoce swojej pracy zbierają dopiero przyszłe pokolenia. Potomek z nadwiślańskich Olendrów, które zasłynęli z tego, że zmienili bagniste tereny w krainę miodem i mlekiem płynącą, cytował mi swojego dziadka: pierwsze pokolenie zbiera Tod (po niemiecku: śmierć), drugie pokolenie zbiera Not (potrzeba), a dopiero trzecie pokolenie zbiera Brot (chleb). Takie podejście nie zawiera nic zachęcającego dla nowoczesnego człowieka, który się chce spełniać natychmiast.

Każdy człowiek, który co najmniej raz przekopie ogródek łopatą, może trochę doświadczyć „misterium” pracy z ziemią.

Dla mnie to nie przypadek, że rolnik w języku rosyjskim to „kriestianin”. Prosty chłop, gospodarujący na skrawku ziemi, najprędzej odpowiada temu, co mogę sobie wyobrazić przy słowach „człowiek stworzony na obraz i podobieństwo  Boga”. Chrześcijaństwo jest mi bliskie jako wiara, która zakłada, że Bóg nie narzuca swojej woli człowiekowi, ale czeka, że człowiek jej szuka. Często mi tłumaczono, że mali rolnicy tylko dlatego są pobożnymi ludźmi, ponieważ wiara i nadzieja na życie wieczne, pomagają im znieść ciężki i nieraz beznadziejny los. Mam wielką nadzieją, że to jest błędna interpretacja niewierzących. Człowiek, choć prosty, pracując na ziemi, może doświadczyć wtajemniczenia. Zaczyna on zauważać dary i narzędzia dane mu do wypełnienie ziemskiego życia. Kiedy człowiek zamiast kierować się chytrością, pośpiechem i niecierpliwością gospodarzy z troską o ziemię i inwentarz, zaczyna odczytywać znaki w swoim otoczeniu, że jest na właściwej drodze.

Praca troskliwa nad ziemią jest mozolna, podobnie tak jak jest praca nad sobą. Kto widzi, że może własnymi siłami poprawić ziemię i plony, uwierzy, że może poprawić także siebie. Troska o przyrodę i troska o siebie  idą w parzę z poczuciem, że wszystko łączy głębszy sens, a na świecie nie jesteśmy przypadkiem.

Pod tym względem przemawia do mnie chrześcijaństwo, a słowa z  Ewangelii św. Mateusza: „błogosławieni ubodzy duchem…” wyrażają to samo, co indiański wódz Seattle tłumaczył prezydentowi Ameryki.

Peter Stratenwerth

Szwajcar, rolnik ekologiczny, 25 lat temu osiadł na Mazowszu, założył piekarnię z ekologicznym chlebem i zaczął hodowlę kóz. Jego gospodarstwo słynie z produkcji serów i chleba Hruby.

wierzby-Stratenwerth-640x440

Fot. P. Startenwerth/Copyright: REFA 2014