Obrońcy środowiska, nierzadko przypłacający własnym życiem swoje zaangażowanie, globalne wyzwania i zachwianie porządku natury, proekologiczne postawy i ludzka pazerność czy bezwzględność, spojrzenie świętych na dzieło stworzenia i niszczycielskie modele „rozwoju”, wysiłki ludzi dobrej woli i nieczyste posunięcia światowych potęg lub potężnych korporacji – to niektóre z licznych wyzwań, z jakimi przyszło nam się zmierzyć. Jaromi wyjaśnia – w najprostszy sposób jak to możliwe – fundamentalne kwestie… Pisze w swej recenzji „Boskiej Ziemi” Marek Wittbrot. Polecamy jego tekst i książkę o. Stanisława!

Blisko trzy dekady temu nad Sekwaną, dzięki prestiżowym wyróżnieniom (Prix Médicis essai oraz Prix Jean-Jacques-Rousseau), głośna stała się książka Le Nouvel Ordre écologique [Nowy ład ekologiczny]. Jej autor, Luc Ferry, profesor filozofii Uniwersytetu Caen-Normandie i publicysta tygodnika „L'Express”, dzięki licznym przekładom szybko zyskał wielu czytelników również poza granicami Francji. Jego esej wzbudził ożywione, nierzadko bardzo gorące dyskusje. Nie zabrakło namiętnych i ostrych polemik. Francuski nauczyciel akademicki (późniejszy minister edukacji) dotknął wielu aspektów ekologii, jak i ekologizmu, myślenia o przyrodzie i naturze w różnych systemach filozoficznych i społecznych, a także pozycji człowieka w świecie zwierząt i roślin.

Nowy ład ekologiczny był próbą diagnozy, w jakiej znaleźliśmy się sytuacji. Raczej zakreślał linie podziałów i pola konfrontacji, a w mniejszym stopniu skupiał się na wybranej ideologii czy, mimo sięgania do historii, nośnych w różnych okresach teoriach. Luc Ferry zauważył między innymi, że nie dwie, lecz trzy koncepcje kultury rządzą współczesnym myśleniem o człowieku i jego środowisku. Utylitaryści, głównie zwolennicy amerykanizacji świata, patrzą na wszystko jak na produkt lub towar. Elitaryści (Ferry nazwał ich romantykami) stawiają na własną specyfikę czy tożsamość. Awangardyści dążą do ustanowienia, często za wszelką cenę, nowego porządku. Problem w tym, że postawienie tylko i wyłącznie na konsumpcję, na zakorzenienie czy na wyzwolenie nie przybliża nas do – jakkolwiek chcielibyśmy go określić – ideału, bądź do odzyskania raju utraconego czy stworzenia nowej krainy szczęśliwości. Niestety, jedynie nieliczni z myślicieli, z siłą jaką daje rozpacz, mają odwagę nakłaniać zwaśnione strony do podejmowania trudu oddzielenia ziarna od plew.

Stanisław Jaromi w 2004 roku swoją dysertacją, Ecologia humana – chrześcijańska odpowiedź na kryzys ekologiczny, potwierdził, że chce pozostać wierny młodzieńczym pasjom. I że nikt z chrześcijan, a tym bardziej żadna kościelna instytucja, nie powinien bać się wyzwań, jakie niesie ze sobą świat i czas. W wydanej piętnaście lat po doktoracie Boskiej ziemi po raz kolejny opowiedział się za ecologia humana, a zarazem ecologia divina. Z tym, że jego ecologia nie jest jedną z odmian spiritual ecology zmierzającą w kierunku antropozoficznej koewolucji, New Age czy teorii Donalda Watsona. „Moim rozważaniom ważną perspektywę wyznacza pewien dokument kościelny z 2015 roku – encyklika Laudato si’” – zaznaczył ojciec Stanisław. Nie ukrywał, iż jego książka ma być przewodnikiem, a nie naukową rozprawą. I w rzeczy samej jest swoistym itinerarium, zaproszeniem do podróży – tak po wybranych zakątkach naszego globu, jak i w głąb palących zagadnień, związanych z ochroną szeroko pojętego środowiska naturalnego.

Obrońcy środowiska, nierzadko przypłacający własnym życiem swoje zaangażowanie, globalne wyzwania i zachwianie porządku natury, proekologiczne postawy i ludzka pazerność czy bezwzględność, spojrzenie świętych na dzieło stworzenia i niszczycielskie modele „rozwoju”, wysiłki ludzi dobrej woli i nieczyste posunięcia światowych potęg lub potężnych korporacji – to niektóre z licznych wyzwań, z jakimi przyszło nam się zmierzyć. Jaromi wyjaśnia – w najprostszy sposób jak to możliwe – fundamentalne kwestie. Przekonuje, że należy brać pod uwagę szeroki zakres problemów, że liczy się atmosfera, epigeosfera, geosfera, czy też antropopresja, jak i sama świadomość, gdzie, jak, po co i dla kogo żyjemy. Nawet jeśli dla przeciętnego zjadacza chleba wiele pojęć i zagadnień związanych z ekologią to wciąż czarna „magia”, z wieloma z nich będziemy musieli się oswoić i wiele z nich zgłębić.

Dążenie do radykalnej przebudowy stosunków społecznych, aktywna reakcja na krzyk ubogich i płacz ziemi, podjęcie wysiłku naprawy zdewastowanej planety, odstąpienie od grabieżczej eksploatacji planetarnych zasobów, słuchanie języka przyrody, dbałość o świat, w pierwszej kolejności o własne otoczenie, dbałość o dary natury, o wszelkie stworzenia, a także podejście z respektem i szacunkiem do – z perspektywy biblijnej czy teologicznej patrząc – darów nieba, to nie tylko postulat, lecz wymóg, obowiązek – nie tylko organizacji międzynarodowych i poszczególnych rządów, nie tylko wielkich korporacji i państwowych lub prywatnych firm, lecz wszystkich razem i każdego z osobna. Ojciec Stanisław nie miał wątpliwości, iż nie wystarczy „w pokojowy sposób zażegnać zbrojne konflikty i doprowadzić do politycznej stabilizacji, potrzebne są międzynarodowe inwestycje w infrastrukturę i szeroko pojęte odnawialne (tak zwane czyste) źródła energii”. Przestrzegał, że jeżeli „nie nastąpi dywersyfikacja źródeł energii, przepaść dzieląca gospodarki krajów rozwiniętych” od systemów społecznoekonomicznych państw najbiedniejszych „jeszcze bardziej się pogłębi, a kryzys migracyjny nie tylko nie zostanie zażegnany, ale się spotęguje”. Zwrócił też uwagę na to, czego mając oczy nie chcemy dostrzec i, kierując się niby racjonalnymi przesłankami, nie chcemy zrozumieć. „Nie można zmusić nikogo do życia w środowisku, w którym nie da się żyć!” – mocno podkreślił. Jego książka to w dużym stopniu wezwanie do opamiętania, jak i zachęta do zmiany nawyków i zachowań. Ale po Boską ziemię warto nade wszystko sięgnąć ze względu na wiele praktycznych wskazówek: co, dlaczego i po co trzeba czynić, aby – i całe nasze otoczenie, i serce było czyste, wolne od niszczycielskich toksyn.

Stanisław Jaromi wiele lat temu postanowił dołączyć do tych, którzy podjęli się niełatwego i bardzo niewdzięcznego zadania oddzielenia ziarna od plew (właściwie dużym zawężeniem byłoby stwierdzenie, że jedynie na niwie ekologii). Z niecierpliwością czekam na równie klarowne, co Boska ziemia, a zarazem pogłębione studium na temat nowego, rzeczywistego ładu ekologicznego; a zatem wyzwań, jakie stoją przed nami nie od dziś, oraz wyzwań, o jakich nigdy nam się nie śniło. Luc Ferry w swojej książce postulującej zaprowadzenie Nowego Ładu wyraźnie stwierdził, iż wcale nie musimy wybierać pomiędzy konsumpcją, zakorzenieniem i wyzwoleniem. Z naszym wyborem jest bowiem trochę tak jak z największymi dziełami ludzkich rąk i ludzkiego umysłu, one – choć są związane ze swoją epoką – wykraczają poza czasowe przyporządkowania i wyobrażenia, często sięgają daleko poza widzialny horyzont. Dla francuskiego uczonego już trzydzieści lat temu było oczywiste, iż alternatywa, przed jaką stajemy, jest coraz bardziej dramatyczna, bo pozostał nam niezbyt wyszukany wybór: albo humanizm, albo barbarzyństwo. 

„Drogom na betonowych słupach, miastom ze szkła i żeliwa, / Lotniskom rozleglejszym niż plemienne państwa / Nagle zabrakło zasady i rozpadły się. / Nie we śnie ani na jawie, bo sobie odjęte / Trwały jak trwa to tylko, co trwać nie powinno. / Z drzew, polnych kamieni, nawet cytryn na stole / Uciekła materialność i widmo ich / Okazywało się pustką, dymem na kliszy. / Wydziedziczona z przedmiotów mrowiła się przestrzeń. / Wszędzie było nigdzie i nigdzie, wszędzie” – pisał w jednym z najpiękniejszych swoich wierszy Czesław Miłosz. W czasach zarazy wiele rzeczy widać jaśniej, ale nie brakuje również fantazyjnych teorii i absurdalnych wymysłów. Łatwo bowiem, gdy się czegoś nie rozumie lub nie ogarnia, uciekać się do niestworzonych rzeczy. Dlatego w okresach zagrożenia – znacznie bardziej niż u szczytu prosperity – niezbędne są: wyraźne odniesienia, przejrzyste reguły, zdrowy rozsądek, dalekowzroczność, odpowiedzialność, dojrzałość i mądrość; jak również: dobra wola i czyste intencje. Ecologia humana – o czym nie wolno zapominać – łączy się z oeconomia divina, ale z nią jest taki problem, że nie da się ona w żaden sposób przyporządkować barbarzyńskim zasadom.

Marek Wittbrot
Paryż, 28 marca 2020 roku