Świat przyrody to częsty obiekt naszych obserwacji i refleksji. Powstają wtedy pewne spostrzeżenia, obrazy, metafory. Powstaje poezja, artykuł biologiczny lub osobiste doświadczenie piękna i harmonii. Przyroda to las, pole, park, dzikie puszczańskie zycie. To często przydomowy ogród. Mówiąc o przyrodzie jako o ogrodzie - myślimy zwykle o konkretnie zlokalizowanym terytorium, znanym nam, ponieważ ogród jest przestrzenią zagospodarowaną przez człowieka, przestrzenią wypełnioną znanymi nam drzewami, krzewami czy też kwiatami porośnięty trawą i odwiedzany przez różne owady i ptaki. Ma on swoje granice i określoną topografię. Jako człowiek czuję się za niego odpowiedzialny: kształtuję go, doglądam, opiekuję się nim, gospodarzę. Bezpiecznie się w nim poruszam, korzystam z jego owoców, pracuję i wypoczywam.

Uczestnicząc w kiełkowaniu i wzroście roślin, obserwując różne procesy przyrodnicze doznaję chwil radości i satysfakcji. Dokształcajac się mogę zacząć go postrzegać jako ekosystem i zachwycić się różnymi zależnościami między światem zwierząt i roślin, Ziemią, kosmosem i człowiekiem. I z dumą mogę powiedzieć: to mój ogród, moja własność.

Ale czujemy przecież, iż w tym naszym obrazie jest pewna wieloznaczność.

Dla człowieka religijnego przyroda jako pewna wypełniona przestrzeń zawiera i dalsze treści. Poznajemy je otwierając się na sacrum w nas i wokół nas. Jak biblijny Mojżesz, gdy wyruszył z owcami swego teścia w góry i nieświadomie wkroczył w przestrzeń nie znanego sobie Boga, usłyszał: "Nie zbliżaj się tu! Zdejmij sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz jest ziemią świętą" (Wj 3,5). Bo święte miejsca (jak twierdzi Mircea Eliade) są zwykle przestrzenią odgrodzoną. Temenos (tj. pewna granica) odcina ją od miejsc, które tworzą sferę profanum. U drzwi sanktuariów i świątyń konieczne są ryty oczyszczajace osobę wchodzącą do miejsca świętego np. w naszych kościołach jest tym misa z wodą świeconą i gest żegnania się nią.

Kolejne motywy przynosi nam rozpoczynająca Biblię Księga Rodzaju, a zwłaszcza zawarta w niej tradycja jahwistyczna spisana już w X w. p. n. Chr. (Rdz 2,4b-25). Tu Bóg nie dystansuje się ani nie tworzy granic, ale sam, bezpośrednio, jak garncarz angażuje się w stworzenie świata i człowieka. Osobiście też sadzi drzewa w rajskim ogrodzie, aby umieścić tam człowieka i jemu powierzyć "uprawianie" i "doglądanie" raju. Cały raj jest tu ukazany jako Boży ogród. Jest odmalowany na wzór oazy na pustyni, która daje obfite plony, choć wcale nie wymaga ciężkiej pracy. Także symboliczne "drzewa poznania dobra i zła" oraz "nieśmiertelności" mają swój odpowiednik w ówczesnych ogrodach, gdzie często właściciel zastrzegał sobie kilka drzew do swojego wyłącznego użytku.

Zwróćmy też uwagę na obecny tu obraz Boga, który lepi człowieka z prochu ziemi. Człowiek jest więc uczyniony z tej samej materii, co rośliny i zwierzęta, a Ziemia jest - w pewnym sensie - jego matką. Człowiek jest częścią przyrody, ale jest inny: tylko on otrzymał tchnienie z ust Bożych i zadanie opiekowania się światem.

Świat Biblii nie widzi przyrody jako podrzędnej, niższej czy złej. Ludzie i przyroda współistnieją ze sobą i są w równym stopniu podporządkowane władzy Boga. Jest to najlepiej widoczne w żydowskiej koncepcji przymierza. Po grzechach pierwszych ludzi i potopie Bóg zawiera z Noem, jego dziećmi oraz wszystkimi stworzeniami przymierze: "Ja, ja zawieram przymierze z wami i z waszym potomstwem, które po was będzie; z wszelką istotą żywą, która jest z wami; z ptactwem, ze zwierzętami domowymi i polnymi, jakie są przy was, ze wszystkimi, które wyszły z arki, z wszelkim zwierzęciem na ziemi. Łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną a ziemią." (Rdz 9, 9-10.13)

Boża troska obejmuje zatem nie tylko ludzi, nie tylko istoty żywe, ale całe stworzenie. W przymierzu zacieśnia się wspólnota pomiędzy Bogiem, ludźmi i całym stworzonym światem. W tym kontekście widzimy, że nasz "Boży ogród" zamieszkały jest i przez ludzi i przez wszystko, co zostało stworzone. Bóg opiekuje się nim i błogosławi mu. Bo Bóg Przymierza jest Bogiem Błogosławieństwa. On mówi do Mojżesza: "Albowiem Jahwe, Bóg twój, wprowadzi cię do ziemi pięknej, ziemi obfitującej w potoki, źródła i strumienie, które tryskają w dolinie oraz na górze - do ziemi pszenicy, jęczmienia, winorośli, drzewa figowego i granatowego - do ziemi oliwek, oliwy i miodu - do ziemi, gdzie nie odczuwając niedostatku, nasycisz się chlebem, gdzie ci niczego nie zabraknie - do ziemi, gdzie kamienie zawierają żelazo, a z jej gór wydobywa się miedź. Najesz się, nasycisz i będziesz błogosławił Pana, Boga twego, za piękną ziemię, którą ci dał. (Pwt 8, 7-10).

To błogosławieństwo przenika całą Biblię i całe stworzenie. Ono daje cel i sens istnieniu stworzeń. Można powiedzieć, za jednym z wybitnych współczesnych myslicieli żydowskich Abrahamem Heschelem, że: "Samo istnienie jest błogosławieństwem; życie samo jest święte". A przymierze jest swego rodzaju umową o błogosławieństwie, jest obietnicą błogosławieństwa oraz odpłacenia błogosławieństwem za błogosławieństwo. Zresztą hebrajskie słowo określające błogosławieństwo, berakah, jest blisko powiązane ze słowem określającym stworzenie, bara. Może warto jeszcze dodać, że właściwie nie istnieje hebrajskie słowo "przyroda". Stąd mówiąc o biblijnych koncepcjach używałem zwykle częstego tam słowa "stworzenie".

Wydaje się, że i w dzisiejszych czasach jeśli zamiast określeń typu: przyroda, natura, środowisko, krajobraz użyjemy słowa "stworzenie" nadajemy wypowiedzi kontekst duchowy, religijny, a zapewne i bardziej biblijny. Mówienie w ten sposób niesie też ze sobą pewne zobowiązanie. Chociażby zobowiązanie, aby biblijne intuicje znajdowały zastosowanie w praktycznym życiu.

Zapewne najpełniejszym przedłużeniem tradycji uprawiania biblijnego ogrodu była benedyktyńska troska o Ziemię. Mnisi osuszali mokradła i użyźniali ziemię. Dbali o jej płodność i o porządek. Byli wdzięczni za każdy owoc Ziemi i pełni szacunku dla praw przyrody. Czuli się powołani na dobrych zarządców tego świata i odpowiedzialni za ujarzmienie, oswojenie dzikiej przyrody, za poddanie jej kontroli człowieka. Wielkie, monastyczne klasztory swe zadanie pełniły wytrwale i konsekwentnie. Dziś widzimy w nich twórców europejskiego rolnictwa.

Inaczej postępuje św. Franciszek z Asyżu i jego bracia. Motyw użyteczności przyrody, jako źródła pokarmu, ubrania czy jakiegokolwiek zysku jest mu obcy. Nie ma tu też żadnej chęci dominacji bądź przekształcania przyrody. Ona jest dla niego nieustającym powodem do radości, zachwytu, modlitwy i wdzięczności za dar życia. Ona odzwierciedla obecność Boga i przy właściwym traktowaniu staje się krokiem przybliżającym do Boga. Drzewa, kwiaty, zwierzęta, kamienie, słońce i gwiazdy, wiatr, woda, ogień i człowiek ukazują piękno i chwałę Boga. Wszyscy są dziećmi jednego dobrego Ojca, wszyscy są braćmi i siostrami, wszyscy tworzą wielką, kosmiczną rodzinę. A jak Franciszek uprawia przyklasztorny ogród? Jego pierwszy biograf br. Tomasz z Celano pisze: "Braciom wyznaczonym do ścinania drzew zabraniał powalać na ziemię całe drzewo, aby dać mu możność ponownego wypuszczenia pędów. Ogrodnikowi poleca pozostawiać wokół ogrodu skrawek nieuprawnej ziemi, aby w stosownym czasie zieleniejące rośliny i piekne kwiaty mogły wychwalać najpiękniejszego Pana wszystkich rzeczy. Pragnie, by w sadzie znajdował się mały ogródek z pachnącymi roślinami i kwiatami, które by, osobie patrzącej na nie, przypominały błogość wieczną." (2C 165)

Tę franciszkańską wizję świata doskonale przezentuje np. atmosfera i wystrój krakowskiej bazyliki św. Franciszka. Będąc w królewskim Krakowie warto zabłądzić tam, aby doświadczyć oddziaływania znajdującego się tam wyjątkowego "Bożego ogrodu", który we wspaniały sposób ukazuje zarówno franciszkańskie widzenie świata przyrody, jak i biblijny akt stworzenia. W końcu XIX w. z inicjatywy ówczesnych franciszkanów klasztorny kościół, po tragicznym pożarze jego wnętrza, został napełniony przez Stanisława Wyspiańskiego wspaniałymi witrażami z żywiołami ognia, wody, ziemi i powietrza oraz polichromią z kolorowymi kwiatami i wieloma motywami roślinnymi. W prezbiterium, w kolejnym oknie witrażowym, sam Brat Franciszek trwa w zjednoczeniu ze swym ukrzyżowanym Mistrzem, a z nim - jakby uczestnicząca w odkupieńczym cierpieniu - cała przyroda. Nad wszystkim dominuje sam Stworzyciel w kto wie czy nie najwspanialszym witrażu świata. To swoiste sanktuarium "Bożego ogrodu" najwspanialej prezentuje się w słoneczne popołudnie, gdy słońce oświetla witrażowe okno Boga Stwórcy, napełniając kolorowym światłem całą długą przestrzeń świątyni. A my pośrodku możemy poczuć się uczestnikami aktu stworzenia, który stale dokonuje się na naszych oczach.

Takie doświadczenie pozwala uświadomić sobie lepiej łączność z przyrodą, zrozumieć, iż jest się jej częścią. A jeśli szukamy tego, co nas wyróżnia we wspaniałej i delikatnej strukturze świata, to - jak myślę - na głównym miejscu może być nasza odpowiedzialność za jego stan. Przeżycie tej przynależności do świata i odpowiedzialności za niego rozszerza naszą duszę tak, że bardziej czujemy piękno i wspaniałość Ziemi - "Bożego ogrodu", z całym jej bogactwem i, być może, doświadczeniem jej kruchości we wszechświecie. A stąd przecież tak blisko do Nieskonczoności.

Tak doświadczana przyroda i świat w którym żyjemy jest dla nas również dużym zobowiązaniem. Dziś dobrze widzimy degradację przyrody, całoświatowy kryzys i wielorakie zagrożenia. Potrafimy doskonale go opisać. Niestety, najtrudniej podjąć skuteczne, odpowiedzialne decyzje. "Czy nasz świat zdoła się uratować przed tym, co mu zagraża, zależy przede wszystkim od tego, czy człowiek się opamięta, czy zrozumie ogrom własnej odpowiedzialności i czy odnajdzie nowy stosunek do cudu istnienia."

To ostatnie zdanie jest cytatem z mowy Vaclava Havla, prezydenta Republiki Czeskiej podczas uroczystości wręczenia mu doktoratu h. c. uniwersytetu harwardzkiego 8.06.1995.

Kontynuując swą myśl, stwierdził on, iż szansą jest jedynie duchowość i pokorna odpowiedzialność za świat. "...było mi dane widzieć Singapur i wiele innych, egzotycznych miast - mówił - by zrozumieć, jak ten świat jest mały i jak sam siebie dręczy wieloma problemami, które wcale nie musiałyby istnieć, gdyby ludzie znaleźli dla siebie trochę więcej odwagi, trochę wiecej nadziei, trochę więcej odpowiedzialności czy trochę więcej wzajemnego zrozumienia i miłości."

Piękna myśl, warta przemyślenia - najlepiej w pięknym ogrodzie...

Stanisław Jaromi OFM Conv

Publikowane w: KROPLA, 1/2001