• Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Kiedy pisałem tamten felieton, nie przypuszczałem, że nie minie kilka tygodni, a znajdę się wśród zakonnic, które kiedyś prowadziły tamtą wycieczkę, że trafię pod dach sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża w Zakładzie dla Niewidomych w podwarszawskich Laskach. Tu właśnie na rekolekcjach „Sobór-Ewangelizacja-Wiara” z biskupem Grzegorzem Rysiem spotkała się grupa członków warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej i dziennikarzy prasy katolickiej. Biskup Ryś, pomocniczy biskup krakowski jest w Episkopacie odpowiedzialny za dzieło „nowej ewangelizacji” i jego konferencje prowadziły nas i nasze myśli ku tej sprawie. Czas przyciągnąć do Ewangelii i Eucharystii tych ochrzczonych, którzy odeszli od praktykowania wiary, to podkreślali biskupi zgromadzeni w Rzymie podczas Synodu, to również jest troską Papieża Benedykta XVI. W Polsce, dzięki aktywności licznych świeckich i duchownych, rzecz ruszyła. Biskup Ryś z błyskiem entuzjazmu w oku mówił nam, że działa już ponad stu „Szkół Wiary”, a na stadion w Krakowie podczas święta nowej ewangelizacji przyszły tysiące tych, których w kościołach widuje się rzadko.

Jednym z moich najdziwniejszych spotkań w górach było – dobre trzydzieści lat temu – spotkanie z wycieczką niewidomych w Tatrach, na Orlej Perci. Pogoda była zmienna. Wiało chłodem, raz po raz słońce wybłyszczało wierchy, chowało się, prószyła mżawka. Młodym niewidomym towarzyszyły zakonnice w habitach i przewodnik górski – grupa poruszała się powoli i ostrożnie po mokrych skałach, wspinała po drabinkach na stromiznach. Ręce czepiały się  poręczy nad przepaściami, łańcuchów, nogi szukały pewnych stopni.

Na początku lata zdarzyło mi się odwiedzić małą wieś na Lubelszczyźnie, w okolicach Lasów Parczewskich – w Hołownie urządzano Święto Krainy Rumianku. Zachwyciłem się tam pomysłowością pań, które rozruszały całą wieś, zrobiły z niej miejsce, w którym żyje się trochę łatwiej – i dużo ciekawiej. Zaraz za dawną szkołą przekształconą w ośrodek kultury jest zagon lnu. Nieco dalej – dół, w którym wydobywa się glinę. Na korytarzach Ośrodka – snopy wikliny. Młodzież miejscowej szkoły nie tylko wie, że ze lnu robi się płótno. Tam można zobaczyć, dotknąć, wziąć udział w każdej fazie tego  procesu znanego  pokoleniom od stuleci – od siania lnu, po kołowrotek i warsztat tkacki. Młodzi ludzie uczą się też, jak z gliny robi się cegły, jak się je formuje, suszy, wypala. Mogą siąść przy kole garncarskim i zrobić kubek, garnek, misę, mogą dowiedzieć się jak się je zdobi. Jak pokrywa się polewą, jak  wypala. Gdy okazało się, że już nikt w gminie nie potrafi wypleść koszyka, zaproszono mistrzów wikliniarskich znad Wisły – niech przyjadą, niech nauczą. Przyjechali – i w pracowni wikliniarskiej pojawiają się coraz zgrabniejsze kobiałki, meble plecione, kuferki, kwietniki.

Nasz organizm może żyć i bronić się dzięki temu, że działa w nim potężny system immunologiczny – rozpoznający swoje komórki, swoje tkanki, swoje organy – próbujący odrzucać, zwalczać, izolować wszystko to co cudze, obce. Stado zwierząt ma pewien system immunologiczny zbiorowy – wspomaga i broni osobniki należące do stada, odpędza i atakuje intruzów, chociaż nieraz należą oni do tego samego gatunku.

Dramat wymierania Polaków, pustoszenia Polski, rozgrywa się bowiem na scenie tego kraju. Piszę te słowa w perspektywie zbliżających się Świąt Zmartwychwstania Pańskiego, dlatego nie waham się głosić otwartym tekstem – wymieramy, Panie i Panowie! W perspektywie wielkanocnej towarzyszy nam bowiem nadzieja  - zmartwychwstanie jest możliwe, odrodzenie jest szansą i potrzebą. Jak Bóg pozwoli – nie wymrzemy.

Please publish modules in offcanvas position.