Zajęci pandemią, zmartwieni żniwem śmierci trochę mniej przeżywamy narastanie problemów ekologicznych. A narastają one – wzrasta światowa emisja dwutlenku węgla do atmosfery, a szybkość, z jaką następuje ocieplanie się mórz i oceanów, zadziwia nawet pesymistów. Dziennikarze, naukowcy, politycy coraz więcej mówią o ekologii, coraz groźniejsze przedstawiają perspektywy – a nie można powiedzieć, że alarmujące artykuły, pięknie brzmiące obietnice czy starannie przygotowane statystki i wykresy odnoszą oczekiwany skutek.

Co więc robić? Załamywać ręce? Pozwolić, aby sprawy toczyły się same w złym kierunku? To byłby haniebny błąd. Niewątpliwie era odbudowy światowego porządku po ataku wirusów przyniesie zmiany. Dziś trzeba wielkiej pracy umysłów, wielkiej mobilizacji serc, wielkiej ofensywy modlitwy, aby w program tych nieuniknionych zmian wprowadzić punkty dotyczące ratowania planety Ziemi, punkty ekologiczne.

Praca umysłów powinna wziąć za punkt wyjścia uporządkowanie języka mówienia o ekologii, fundamentalne ogarnięcie dziedzin ludzkiej aktywności związanych z ekologią. Rynek posługuje się słowem „ekologia” w promocji. Towary „eko” mogą łatwiej zdobyć nabywców, ceny na te towary muszą być wyższe. Walka konkurencyjna posługuje się często argumentem ekologicznym, na przykład pojawiają się wezwania, aby nie lokować pieniędzy w bankach, które finansują energetykę opartą na węglu, aby nie kupować produktów, których wytwarzanie zanieczyszcza atmosferę lub wody. Firmy pilnują się wzajemnie, aby towar ekologiczny był rzeczywiście zdrowy i wytwarzany w czystej technologii – mamy na przykład w Polsce Stowarzyszenie Rolnictwa Ekologicznego, mamy systemy certyfikatów ekologicznych dla żywności i kosmetyków.

Mamy wydziały uniwersyteckie, instytuty badawcze, stowarzyszenia naukowców ukierunkowane na badania ekologiczne, setki tysięcy profesorów i docentów ciężko pracujących, często znakomicie na swojej pracy zarabiających. Są partie „zielonych” zbijające na ekologii potencjał polityczny, są dobrze prosperujące fundacje zajmujące się ekologią w ogóle albo tylko jakimś jej wycinkiem, ochroną jednego gatunku, jednego obszaru chronionego, walczące tylko ze smogiem albo chroniące tylko krajobraz poza miastami.

Uczestniczyłem ostatnio w internetowej dyspucie poświęconej ekologii. Cieszyłem się, że inicjatywa organizacji, wprowadzenie do rozmowy – wszystko to było dziełem bardzo młodych osób, gorąco zaangażowanych, przyznających się też do inspiracji chrześcijańskich. Pojąłem, że zależy im naprawdę na odwróceniu trendów cywilizacyjnych, na ratowaniu planety, jej klimatu i różnorodności biologicznej. Cieszyło mnie to, że wybrali sprawy ekologiczne, aby stały się one wielką przygodą ich młodości, że podchodzą do sprawy poważnie, mają sporą wiedzę, idą za wskazaniami papieża Franciszka, gotowi są zacząć akcję przenoszenia spraw ekologicznych na teren wiejskich parafii.

Martwiło mnie jednocześnie, że dla wielu z nich ekologia to zarazem hobby, pozytywne hobby, dobrze odbierane w środowiskach młodzieżowych, „fajna sprawa”. A to z kolei powoduje, że ci młodzi nie bardzo kwapią się, aby widzieć sytuację ochrony przyrody i klimatu w wielkiej skali, że lękają się realnej oceny przeciwnika. A są nim potęgi tak skoncentrowane na dążeniu do utrzymania władzy, do mnożenia zysków, że nie zrobią ani pół kroku wstecz dla ekologii, po prostu ignorują dalekie horyzonty. Muszą mieć władzę już w najbliższych wyborach, muszą mieć większy przychód już w tym kwartale, koniec. Co tam topniejące lodowce, ginące gatunki.

A młodzi raczej się z tym nie liczą – gotowi są za to do spontanicznych, spektakularnych protestów, do łamania prawa w imię pięknych ekologicznych ideałów. Mówią, że prawo nie nadąża, że zmiana złych ustaw trwa za długo. A wspólne hałaśliwe i słuszne działanie to znowu „fajna sprawa”.

Widzimy, jak szeroki jest wachlarz rozumień, zaangażowania, nieporozumień na tle problemu ekologii. Niełatwo to uporządkować i osądzić, bo w wielu przypadkach mamy tu pewne sprzeczności – ktoś działając w imię cynicznej chęci, opracowuje i wdraża technologię oszczędzającą surowce i energię. Ktoś inny chcąc chronić rzadki gatunek ślimaka, blokuje szosę, zatrzymuje wiozącą ciężko chorego karetkę. Jednym brak wiedzy, innych przekonały antynaukowe publikacje. Nie można jednak powstrzymywać działań, niebezpieczeństwo jest blisko, czasu coraz mniej. Dlatego trzeba wrócić do zasady: gdzie Bóg jest na swoim miejscu, wszystko jest na swoim miejscu. To skłania do rozumienia ekologii jako czynnika nawrócenia. Kościół rozumie to coraz lepiej – ekologia nawraca, trafia do młodych. Ekologiczne dyskusje, publikacje, badania i działania powinny być inspirowane miłością do Stworzyciela i miłością do bliźnich, szczególnie tych pokrzywdzonych, wydziedziczonych, cierpiących biedę. Wdzięczność za stworzenie musi się łączyć z zachwytem nad jego pięknem i dążeniem do jego poznania. Ogrom zagrożeń trzeba rozumieć jako wezwanie do heroizmu. A w idei godności człowieka zawiera się przecież przekonanie, że w każdym jest możliwość świętości, geniuszu i heroizmu.

 

Piotr Wojciechowski