Lago-Poopo-200pxRajd Dakar, spadkobierca słynnego Paryż-Dakar, od 2009 roku organizowany jest w Ameryce Południowej i każdego roku powoduje nieodwracalne szkody w cennych ekosystemach. W tym roku jego trasa wiedzie m. in. przez boliwijskie jeziora Poopó, które właśnie staje się pustynią. Jaki jest sens, aby współczesny człowiek w swym super nowoczesnym pojeździe stawał do walki z siłami pustyni próbując naśladować wyczyny dawnych pionierów? - pyta o. Kasper Kaproń - Jaki jest sens rajdowych osiągnięć, gdy jesteśmy świadkami systematycznego niszczenia przyrody i ekosystemów, czyli wartości koniecznych, aby człowiek w ogóle mógł żyć?

 Mądrość indiańskich ludów głosi, że kiedy umrze ostatnie drzewo, ostatnia rzeka zostanie zatruta i ostatnia ryba zostanie złowiona to dopiero wtedy czlowiek przekona się, że nie może jeść pieniędzy. I można by dodać, że dopiero wtedy, kiedy wyparuje ostatnie jezioro to przekonamy się, że pieniądz nie rodzi życia.

Tragedia ekologiczna jaką jest wyschnięcie jeziora Poopó, drugiego co do wielkości zbiornika wodnego Boliwii (po największym andyjskim jeziorze Titicaca), jest świadectwem zachodzących zmian klimatycznych i globalnego ocieplenia, następstw prowadzonej przez człowieka działalności przemysłowej i zanieczyszczania atmosfery.

To boliwijskie jezioro o długości 84 km i szerokości 55 km (4600 km2 powierzni) ostatecznie zniknęło z mapy świata, a z nim bezpowtotnie ludzkość utraciła unikatowy w skali całego ziemskiego globu rezerwat flory i fauny, pozostawiając jedynie na wyschnietej ziemi tysiące martwych ryb, wodnych ptaków i innych zwierząt. Widok jest przerażający. Tam, gdzie jeszcze niedawno znajdował się brzeg jeziora można dzisiaj zobaczyć porozrzucane na pustyni rybackie łodzie, tracące swój kolor pod żarem słonecznych promieni.

Wioska Untavi, gdzie jeszcze kilka lat temu tętniło życie, a mieszkańcy z nadzieją patrzyli w przyszłość ciesząc się połowem ryb i rozwijącą się turystyką, dzisiaj jest praktycznie wioską – widmem, w której pozostało zaledwie kilku starszych mieszkańców.

Podczas gdy na konferencji w Paryżu (COP 21) dyskutowano o tym, aby zmiany klimatyczne nie przekształciły się globalną katastrofę, a wiele krajów broniło się przed koniecznością ograniczenia emisji CO2, jezioro Poopó zmieniło się w cmentarz dla wielu gatunków zwierząt i w miejsce o wygladzie przypominającym bardziej Marsa niż Ziemię.

Tym co czyni całą sprawę jeszcze bardziej ironiczną jest fakt, że trasa najbliższego rajdu Dakar będzie przebiegać przez tę pustynię, która jeszcze nie tak dawno była prawdziwym rajem. Znane marki samochodów i motocykli staną się symbolem całego przemysłu motoryzacyjnego, w skład którego wchodzi także przemysł naftowy (rafinerie), wydobywczy (kopalnie i szyby naftowe), matalurgiczny i chemiczny (produkcja komponentów) i które to gałęzie są największymi trucicielami atmosfery, gleby i wody.

Teraz te współczesne zdobycze techniki będą miały wspaniałą pustynną autostradę o powierzni ponad 4 tys. km2, aby pokazać swoje umiętności w zanieczyszczaniu i w dyscyplinie mentalnie bliższej wiekowi XIX, niż wyzwaniom przed którym stanął człowiek w XXI w. Dawno temu przecież minęły już czasu, kiedy to człowiek opierając się na zdobyczach rozumu i techniki stawał w szranki z siłami przyrody starając się je ujarzmić. Jaki jest sens, aby współczesny człowiek w swym super nowoczesnym pojeździe stawał do walki z siłami pustyni próbując naśladować wyczyny dawnych pionierów? Jaki jest sens rajdowych osiągnięć, gdy jesteśmy świadkami systematycznego niszczenia przyrody i ekosystemów, czyli wartości koniecznych, aby człowiek w ogóle mógł żyć?

Naukowcy wskazują, że realizacja celu jakim jest zatrzymanie wzrostu średniej temperatury powierzchni Ziemi poniżej 2°C, czyli nie przekraczania wzrostu, który mógły okazać się śmiertelny dla życia na ziemi, wymaga pozostawienia pod ziemią przynajmniej 80% aktualnego stanu paliw kopalnych, co równoznaczne jest z tym, że należy pozostawić w ziemi biliony dolarów.

Tragedia ekologiczna jaką jest zagłada jeziora Poopó potwierdza, że jedynie kwestią czasu jest czy dobro ludzkości przeważy wobec krótkotrwałej chęci zysku za wszelką cenę.

Papież Franciszek w czasie konferencji prasowej w drodze powrotnej z Afryki odnosząc się do kwestii wysiłków podejmowanych na rzecz ochrony środowiska był bardzo klarowny: „Teraz albo nigdy! Jesteśmy na granicy! Jesteśmy na skraju samobójstwa!" Papieska encyklika Laudato si to odważny głos w obronie życia, które dzisiaj znajduje się w poważnym zagrożeniu.

Dlaczego piszę o tym w świątecznym klimacie Bożego Narodzenia? Czyż może być lepsza okazja? Oto sam Bóg wskazuje na wartość planety po której stąpał i której chciał być mieszkańcem. Przyszedł do nas, abyśmy mieli życie i mieli je w obfitości (J 10, 10).

o. Kasper Kaproń OFM

PS. Inna wersja tego tekstu ukazała się na portalu Deon – dodaje o. Kasper Kaproń - I jak można było się spodziewać pojawił się hejt ze strony rzekomych obrońców wiary i słowa oskarżeń w stosunku do papieża, która „zamiast bronić prawd wiary, broni pseudo-prawd dotyczących klimatu i zamiast religijności, polityczny aktywizm". A ja się zastanawiam jak to się stało, że jako chrześcijanie pozwoliliśmy odebrać sobie – wynikający przecież z Pisma Św. – obowiązek obrony takich wartości jak: ochrona stworzenia (o co za tym idzie wartości jaką jest życie); obrona najuboższych uciskanych często przez nieludzkie systemy gospodarcze i ekonomiczne; dlaczego pozwoliliśmy, aby inni zawłaszczyli takie słowa wypływające przecież z Ewangelii jak braterstwo, wolność, równość. Nawet znak przymierza jakim jest tęcza pozwoliliśmy sobie odebrać. I teraz, gdy papież lub kto inny próbuje na nowo stanąć po stronie Ewangelii i broni przyrody, broni ubogich i należnych im praw, odwołuje się do braterstwa, równości to słyszy, że jest "lewakiem", "liberałem", "komuchem"...

Lago-Poopo-640px

Fot. David Almeida/Flickr.com(CC BY-NC-ND 2.0): wysychające jezioro Poopó w Boliwii.