• RiabininCzas przemian i nawrócenia ekologicznego trwa nieustannie. Matka Ziemia i myślenie ekologiczne.
  • cop karuzela
  • cytat
  • encyklika karuzela
  • Boska ziemia
  • encyklika
  • Czas przemian i nawrócenia ekologicznego trwa nieustannie. Matka Ziemia i myślenie ekologiczne.
  • Przemówienie papieża Franciszka do uczestników spotkania „WIARA I NAUKA: W KIERUNKU COP26”
  • Ekologia encykliki Fratelli tutti
  • Zielone Słowa BOSKIEJ ZIEMI.To przewodnik porządkujący wzajemne relacje Kościoła katolickiego z tematyką ochrony przyrody, środowiska, klimatu i ekologii.
  • Ekologia to ważna część nauczania Kościoła – wywiad KAI z o. Stanisławem Jaromi

biblioteka laudatosi jp2 biblioteka laudatosi benedykt xvi biblioteka laudatosi kkwpolscesqr

biblioteka laudatosi dol dzielo stworzenia biblioteka laudatosi dol ochrona srodowiska biblioteka laudatosi dol ekologia integralna biblioteka laudatosi dol encyklika laudatosi

Polska wchodzi w czas kampanii wyborczej i wyborów parlamentarnych. Dla mnie to nie tylko spektakl walki polityków o miejsca w Sejmie i Senacie. Śledzę obecność i nieobecność tematu obrony środowiska w argumentacji przedwyborczej, szukam na listach kandydatów osób, na które można liczyć przy ważnych dla spraw ekologicznych głosowaniach. Ciekaw jestem, czy zwycięży rozsądek, czy też klasa polityczna pozostawi tematykę ekologiczną grupkom lewicy obyczajowej. Wiele w tych grupkach serdecznie zaangażowanej młodzieży, ale zwycięża tendencja do hałaśliwych karnawałów protestu i fascynacja wyczynami ekologicznego terroryzmu.

Polska racja stanu wymaga, aby w obliczu kataklizmu ekologicznego problemami stanu powietrza, wód, przyrody, żywności zajęły się stabilne ponadpartyjne struktury państwa, aby doszło do tego poprzez powszechną mobilizację świadomego zagrożeń społeczeństwa, przez akcję wychowawczą i edukacyjną mającą charakter samoobrony w stanie klęski. I dlatego będę dziś polecał książkę napisaną przez poetkę. To nie kpiny. Po prostu ukazała się wielka książka -  a jej duch odpowiada potrzebom chwili.
To, co nam dzisiaj najpotrzebniejsze – to dobra szkoła. A kamieniem filozoficznym, jaki przemienić może każdą szkołę na szkołę dobrą, jest taka relacja między mistrzem a uczniem, która mieści w sobie autorytet, przyjaźń, zaufanie. W książce o roślinach, napisanej przez panią adiunkt Urszulę Zajączkowską, znalazłem piękny, pełen głębi i poezji opis takiej właśnie relacji. Autorka nie spotkała nigdy starszego o dwa pokolenia badacza z uniwersytetu w Bristolu, profesora Barlowa. Jedna z jego prac wydała się jej rewelacyjna, ale nie śmiała zwrócić się do niego wprost. W 2015 roku dotarła do niego okrężną drogą, ale już w 2017 roku w piśmie „Plant Biology” ukazała się drukiem ich wspólna praca o wpływie faz księżyca na ruchy liści mięty w procesie wzrostu rośliny. O współpracy z mistrzem pisze Zajączkowska z zachwytem, wdzięcznością i czułością: „tak zaczęła się moja dwuletnia podróż w eksperymenty, myślenie i podziwy, w towarzystwie człowieka, który zmienił moje patrzenie na rośliny i na naukę, na zawsze. Czytelnik zostaje zaproszony w krąg światła tej korespondencyjnej i telefonicznej przyjaźni: „Ula, a czy czytałaś Pochwałę cienia Tanizakiego?” I znowu flara nad głową i gadanie, i śmiałe poszerzanie myślenia o geometrie, czarne dziury, kosmos i oceany, kraby, owoce jemioły, dżem  z pomarańczy, jaki właśnie robił, i dalej o matematykę, poezję (tłumaczył wiersze z hiszpańskiego), o muzykę (grał na fortepianie). A mięta nam wtedy rosła i tańczyła, a ja w nocy klikałam klatki filmów, analizowaliśmy to potem…”.
Profesor Barlow zmarł, nie dożył spotkania. W dorobku nauki przybyła jedna wspólna praca, w książce został jego ślad, promieniowanie tej przyjaźni trwa, jest darem dla czytelnika. Od ciepła tego spotkania chcę rozpocząć przedstawienie Czytelnikom tej wyjątkowej, wielowarstwowej, fascynującej lektury. Czytam i staję się uczniem autorki, wpisanym w mit mistrza i ucznia.  

Kiedy wchodzę do lasu, potrafię odróżnić mchy od porostów. I tyle. To znaczy tak było do niedawna. Przeczytałem jednak książkę, dzięki której nie tylko znam kilka gatunków mchów, ale także znam ich obyczaje i życie wewnętrzne, co więcej mam do nich stosunek osobisty pełen życzliwości i podziwu. Jeszcze tego nie sprawdziłem, ale z pewnością potrafię wejść i powiedzieć – witaj Złotowłosie strojny! – albo witaj Bielistko siwa! – albo witaj Miotłozębie miotlasty! Książka, dzięki której wiem już, że mchy nie mają korzeni, ale chłoną wodę całym organizmem, co więcej stłoczone w kolonii dzielą się tą wodą solidarnie – to „Patyki, badyle” Urszuli Zajączkowskiej. Jej autorka jest botanikiem, naukowcem, adiunktem w Samodzielnym Zakładzie Botaniki Leśnej SGGW w Warszawie.  To od niej dowiedziałem się, że rośliny tańczą, że inny jest taniec wierzchołków, a inny taniec korzeni. Pani docent, bada bowiem ruchy roślin towarzyszące  wzrostowi roślin. Filmuje je specjalnie przystosowanymi kamerami filmowymi, a potem filmy analizuje komputerowo. Bada także – fazy starzenia się, umierania, rozkładu roślin. Jest także Zajączkowska nagradzaną poetką, filmowcem, fotograficzką, felietonistką. Dzięki temu forma książki jest uwodzicielska, a treść poważna i głęboka.
Język, jakim posługuje się Urszula Zajączkowska jest nie mniej ważny. Od pierwszych zdań uświadamia Czytelnikowi – to nie jest żadna zwyczajna książka przyrodnicza. Wita nas polszczyzna destylowana w poetyckich tyglach od Leśmiana po Grochowiaka i Różewicza, bogata w poetyckie słowotwórstwo, czasem metaforyczna, czasem skrótowa – ale zawsze bogata. Ten język potrafi trzymać uwagę, czujność językową czytelnika  w nieustannym alercie, potrafi  zaskakiwać, bawić, a przede wszystkim wzruszać. Przez wzruszenie takim konstrukcjami jak: brudzisko – szaroburzyć się – przetrzęsiony życiem – autorka odsłania swoją osobowość, uczuciowość, temperament, swoją filozofię przyrody. Zalety języka błyszczą tym ciekawiej, że służą do opowieści o metodyce i strategii  najnowocześniejszych badań. Obok metaforycznych zwrotów jak:  
A rośliny są przecież jak linie papilarne powietrza. Albo, na tej samej 55 stronie: Kraję wszystko w kostkę ścinając w sobie końcówki niepewności. Padają terminy naukowe: Kambium – enzymy hydrolityczne – apoptoza – poikilohydryczny itd.

Nie potrafię osądzić, co jest w tej książce cenniejsze – czy solidna dawka przejrzyście ukazanej wiedzy biologicznej, czy bardzo nieprzejrzyste, pełne sprzeczności i tajemnic spotkanie z osobowością autorki, odsłaniającej się nie tylko przez styl, w jakim prowadzi nas – od zachwytu do zachwytu – przez dziwność i piękno roślin, ich zachowań, ich tkankowego wnętrza, ich komórkowej chemii. Zajączkowska zaprasza nas w swoje życie – migawkowymi fragmentami autobiografii, wspomnieniami dziewczyny wspinającej się na drzewa, buszującej w bezdrożach. Zaprasza też czytelnika do swojej małej ojczyzny, na obrzeża Wołomina, w chwastowiska, w zaułki umierających drzew, w zasieki pokrzyw.
Lektura „Patyków, badyli” odmieniła mnie, każdego odmieni. Wychodzę na spacer nad Jeziorko Czerniakowskie, spotykam w zielonym gąszczu  poczerniałe widma krzewów i drzewin. Zabił je chuligan, który jesienią podpalił  trzciny. Teraz wiem, jak umierały te drzewa, wiem, jaki cud odnawia jednoroczne  rośliny wokół. Wiedza i emocje, z jakimi została przekazana, sprawiły, że ja tu odwiedzam moją zieloną rodzinę po złej przygodzie.
Poezja i wiedza Zajączkowskiej splatają się najściślej tam, gdzie kończy się roślinne życie, a zaczyna proces drewnienia, więdnięcia lub usychania, butwienia, gnicia, pożerania resztek. Fotografuje i opisuje miejsca, w których ledwie zieleniejące kiełki idą pod nasze buty czy opony, pod cement i asfalt. Przejmujące, elegijne, są stronice rozdziału poświęcone zieleni, która staje się pionierem życia w gruzowiskach zrujnowanej wojną Warszawy. Z tych tekstów wynika najwyraźniejszy przekaz moralny tej książki.

Oto człowiek tratuje miastem dziką, naturalną, harmonijną przestrzeń przyrody. A potem, doznając nieludzkiej obcości przestrzeni miejskiej,  rozpaczliwie próbuje nakryć rany zielenią trawników i barwami klombów, czyni sobie schrony dla duszy i ciała w parkach. Opowieść o tym to metafora objawiająca los planety, komentująca tę chwilę, kiedy dziennikarze nie mogą już pisać „skutki globalnego ocieplenia”, a walą otwartym tekstem: „wkraczamy w kataklizm.”  
Poza grozą ekologicznych ostrzeżeń otrzymujemy też od poetki dar nadziei. Nadzieja jest w wiedzy, w przyjaźni uczonych. W szkole, która potrafi wychować młodych na uczonych. W społeczeństwie, które ma dosyć instynktu samozachowawczego i dosyć kultury, aby stać się szkołą ekologicznych zachowań.
Piotr Wojciechowski

Urszula Zajączkowska PATYKI, BADYLE; Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2019; 255 stron, bibliografia. Oprawa miękka. W tekście wykresy i liczne ilustracje, także barwne.