Księga Rodzaju także księgą rodzenia, księgą urodzaju, księgą rodowodu. Pokazuje to bytowanie człowieka, przyrody i kosmosu, jako darów zrodzonych z Bożej Mądrości i Bożej Miłości. W opisie stworzenia jest fragment, nad którym zatrzymuję się z namysłem. Bóg przyprowadza do Adama wszystkie zwierzęta i ptaki „aby przekonać się jaką on da im nazwę…[…] I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom powietrznym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu, ale nie znalazła się pomoc odpowiednia dla mężczyzny.” W tym zdaniu poprzedzającym opis stworzenia kobiety chyba najwyraźniejsze jest zarysowanie ostrej granicy pomiędzy ludźmi a resztą Stworzenia. Równie wyraźne jest to, że ludzie wzajem mają być sobie pomocą. Chcę jednak powiedzieć, że równie ważne jest postawione człowiekowi zadanie „nadania nazwy”. To z pewnością przykazanie dotyczące opisywania świata, poznawania świata.

A więc to w Księdze Rodzaju, przez nakaz „nazywania” zaczyna się to, co potem stanie się opisem świata, nauką o świecie, ludzką analizą rządzących światem praw. Tu zaczyna się moc języka, która potem przydała się do spisania Pisma Świętego, ta sama moc języka, która stworzyła dwie płynące obok siebie rzeki ludzkiej myśli – naukowy opis świata to jedna, a symboliczna refleksja nad dziwnością świata i jego pięknem – to druga rzeka. Spojrzyjmy na lwa. Lew to zwierzę, które ma swoją zoologiczną nazwę łacińską Panthera leo, ma swoje opisy zaczynające się od stwierdzenia że to „duży mięsożerny ssak lądowy z rodziny kotowatych”. Te naukowe opisy powiedzą nam wszystko o anatomii i fizjologii zwierzęcia, o jego geograficznym zasięgu, o związkach ze środowiskiem. Tysiące książek, miliony artykułów, zdjęć, filmów, wykresów i map to rosnący zasób wiedzy i dokumentacji. Ale lew to także znak Zodiaku, symbol Anglii i Lwowa, ważny motyw heraldyczny i ikonograficzny. Lwy na herbach, lwy na sztandarach, orderach, guzikach. Są językowe zwroty „lwia część”, „lwi pazur”, „jaskinia lwa”. Imiona Leon, Leonard, Lew są nadawane, aby ich nosiciele mieli w sobie lwią potęgę. Królewski lew imieniem Aslan jest ważnym bohaterem cyklu pięknych książek dla dzieci C.S. Lewisa, powstały filmy oparte o tą literaturę – a także film animowany „Król lew”. Dziś katolicki ruch mężczyzn w Polsce wybrał sobie nazwę „Lew Judy” – zakorzenioną w Biblii. Właśnie w Księdze Rodzaju czytamy jak odchodzący ze świata Jakub-Izrael błogosławi synów: „Judo, młody lwie, na zdobyczy róść będziesz, mój synu, jak lew czai się, gotuje do skoku…”. To określenia powraca w Apokalipsie: „Oto zwyciężył lew z pokolenia Judy, odrośl Dawida”. Lwy z marmuru, spiżu, czy drewna to trwający tysiącleciami motyw rzeźbiarski i zdobniczy, osobiście jestem zaprzyjaźniony z drewnianymi lwami przy stallach w kościele u ojców cystersów w beskidzkim Szczyrzycu. Mają chyba czterysta lat i uśmiechają się dobrotliwie ilekroć tam wracam. Do Szczyrzyca najlepiej iść przez górę Ciecień z Wiśniowej czy Wierzbanowej.

A brzoza? Jest o rodzaju brzoza (Betula L.) botaniczna wiedza ogromna, bo ten rodzaj ma ponad 60 gatunków i odmian – także ozdobne i ogrodowe, jest wiedza zielarska, farmakologiczna, bo kwiat lipy to sprawdzony i wiekami stosowany lek. W gastronomii wiedza o soku brzozowym, w technologii drewna wiedza o zastosowaniu brzozy – historia sztuki zna bezcenne kolekcje mebli z brzozy karelskiej rosnącej niesłychanie wolno. Ale jest też brzoza z tej drugiej, symbolicznej rzeki myśli. Setki tysięcy Polaków nosi nazwiska od brzozy się wiodące – sławni wśród nich to ostatni walczący powstaniec Powstania Styczniowego ksiądz Stanisław Brzóska, pisarz i filozof Stanisław Brzozowski, polityk Zbigniew Brzeziński. W każdym powiecie na kopy jest miejscowości z brzozą w nazwie, w poezji i malarstwie ma brzoza swoje symboliczne miejsce jako smętek, jako tajemnicza dziewczyna, jako swojskość. A operatorzy filmowi i fotografowie kochają brzozy za pionowe elementy białych brzozowych pni. Z opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza „Brzezina” nakręcił Andrzej Wajda piękny i smutny film o tym samym tytule.

Po cóż ja tu o tych przykładach piszę? - może spytać jakaś pani Leonarda Brzozowicz. Niech pani spojrzy na globus, miła pani Leosiu! To jest ważna pomoc naukowa, podpórka i początek wiedzy geograficznej. A z drugiej, symbolicznej, rzeki kropelka? Na Uniwersytecie Jagiellońskim, w Collegium Maius jest portret astronoma Heweliusza z ręką spoczywającą na przepięknym globusie ukazującym gwiezdne konstelacje nieba. A niech pani sobie przypomni film Charlie Chaplina „Dyktator”, groteskowy taniec Chaplina-Hitlera z globusem symbolizującym władzę nad światem. Globus w swoim znaku mają niezliczone biura turystyczne, wydawnictwa naukowe, nawet polska organizacja spółdzielców. Globus jest zapisem wiedzy o planecie lub nieboskłonie, ale jest także symbolem wiedzy w ogóle, podróży, globalizacji, władzy nad światem. Dlaczego o tym piszę? Bo te dwie wypływające z tajemnic księgi Genezis rzeki myśli, języka, opisu to naturalne środowisko ludzkiego ducha. Bez dostępu do rzeki wiedzy każdy z nas staje się bezsilny, bezradny. Bez dostępu do rzeki symboli, refleksji moralnej, do języka porozumienia przez piękno, sztukę, wzruszenie – łatwo może stać się podły, chamski, ograniczony – a także samotny.

Więc pijmy z rzek obydwu. Ale co ważniejsze – starajmy się, aby dzieci i młodzież rosły między ich brzegami, z dostępem do dwu strumieni. To nie takie proste w świecie, który zamiast wzruszeń chce sprzedawać emocje, zamiast kultury, rozrywkę, z wiedzy robi towar. Sześciolatki i siedmiolatki idą do pierwszej klasy. Czym będzie ich poić szkoła? Czy tylko wiedzą, przygotowującą do pracy sprawnością, umiejętnością konkurowania? Czy przygotuje ich do konsumowania łatwej masowej rozrywki, czy uchyli im drzwi do kultury wysokiej? Nie bądźmy bezradni. Przypomniałem sobie, co kiedyś już pisałem: Dobrze jest mieć światło na horyzoncie, ale jeszcze ważniejsze – oświetloną ścieżkę przed sobą na trzy najbliższe kroki. Jakie kroki mają prowadzić do równowagi między dostępnością do wiedzy, do nauki, a dostępnością do refleksji, pojmowania symboli kulturowych, głodu piękna? Myślę, że młodzi patrzą, gdzie my, starsi o pokolenie czy dwa, idziemy. A najpilniej spoglądają na tych, co próbują być nauczycielami, mistrzami, kreują się na autorytety. Jak wygląda zgodność między tym, co mówią i tym, co czynią? Czy w szukają równowagi między światem wiedzy a uniwersum symboli? Myślę o książkach Josepha Conrada. Nie wiedza żeglarska jest w nich najważniejsza.

Piotr Wojciechowski

cc-Daniela-Hartman-duze Fot. Flickr/CC/Daniela Hartman