• RiabininCzas przemian i nawrócenia ekologicznego trwa nieustannie. Matka Ziemia i myślenie ekologiczne.
  • cop karuzela
  • cytat
  • encyklika karuzela
  • Boska ziemia
  • encyklika
  • Czas przemian i nawrócenia ekologicznego trwa nieustannie. Matka Ziemia i myślenie ekologiczne.
  • Przemówienie papieża Franciszka do uczestników spotkania „WIARA I NAUKA: W KIERUNKU COP26”
  • Ekologia encykliki Fratelli tutti
  • Zielone Słowa BOSKIEJ ZIEMI.To przewodnik porządkujący wzajemne relacje Kościoła katolickiego z tematyką ochrony przyrody, środowiska, klimatu i ekologii.
  • Ekologia to ważna część nauczania Kościoła – wywiad KAI z o. Stanisławem Jaromi

biblioteka laudatosi jp2 biblioteka laudatosi benedykt xvi biblioteka laudatosi kkwpolscesqr

biblioteka laudatosi dol dzielo stworzenia biblioteka laudatosi dol ochrona srodowiska biblioteka laudatosi dol ekologia integralna biblioteka laudatosi dol encyklika laudatosi

Katolicy, mieso, ideologie„Dziś wiemy już, że znacznej części z nas do życia wystarczą rośliny (wbrew temu, co głosi branża mięsna i jej eksperci). Zadawanie stworzeniu śmierci tylko dla przyjemności smakowania uważam więc za dewiację i nie chcę w nią popadać. Nie pytam o prawa zwierząt, ale o moje obowiązki” - pisze Szymon Hołownia w odpowiedzi na tezy uznające jedzenie mięsa za prawicowe, anty-lewackie i katolickie…Oba teksty ukazały się w kolejnych tygodniach w „Plusie-Minusie" weekendowym dodatku dziennika Rzeczpospolita. 

 W pierwszym Dominik Zdort u progu karnawału (czyli „mięsopustu") potępił „lewackie wegetarianizmy i weganizmy" oraz zalecił „z czystym sumieniem pożerać kabanosy, balerony, boczki, wędzonki, parówki. Wieprzowinę, wołowinę i drób. A nawet salami i koninę. Co kto woli”.

W odpowiedzi na ową miłość do tradycyjnej golonki, flaków, kiszeczek, ozorów oraz innych pozostałości martwych zwierząt, którymi lubi się zajadać red. Hołownia pisze:
„Ja nie lubię. Nie lubię też tego tekstu Dominika. I bardzo chciałbym wyjaśnić Dominikowi (którego bardzo lubię), dlaczego. Po pierwsze więc, nie po drodze mi z sugestią, że dziś należy jeść mięso, bo ludzie kiedyś jedli mięso. Taki dogmatyczny tradycjonalizm bywa formą reakcji na zidiocenie tych, co utożsamiają postęp z rozwojem (postąpienie o krok, gdy się stoi nad przepaścią, z rozwojem nie ma przecież nic wspólnego). Mędrzec nie będzie jednak przecież budował swoich postaw na prostym odreagowaniu.
Lepiej posłuchać rady Pisma: mieć w swoim skarbcu zarówno rzeczy stare, jak i nowe. Dziś wiemy już, że znacznej części z nas do życia wystarczą rośliny (wbrew temu, co głosi branża mięsna i jej eksperci). Zadawanie stworzeniu śmierci tylko dla przyjemności smakowania uważam więc za dewiację i nie chcę w nią popadać. Nie pytam 
o prawa zwierząt, ale o moje obowiązki. Nie zadawać cierpienia stworzeniu, jeśli mój żywotny interes tego nie wymaga. A tu gdzie żyję, w czasach, w których żyję 
– zwykle nie wymaga. To proste.
Taka postawa stałej (i trudnej) rezygnacji z tego, co niekonieczne, wydaje mi się bardziej „postna" niż duchowy efekt jojo: przez sześć dni kąpać się w woni wędzonki, by w piątek mocniej cierpieć, jej sobie odmawiając. Post nie jest po to, bym wyostrzył sobie smak, ale żebym odzyskał wolność i mógł zaspokajać głód u innych. Jeśli moje udręki na piątkowej parówkowej pustyni nie czynią świata lepszym, to psu na budę cały taki post.

I na moment wróćmy jeszcze do tradycji. Moje unikanie mięsa nie jest „lewackie". Autorytetem dla mnie nie jest Peter Singer, są nim natomiast Ojcowie Pustyni. Oni mięsa nie jedli w ogóle. Ich spadkobiercy (mnisi kartuscy, mnisi prawosławni) też go nie jedzą.
Dla moich prapradziadków „mięsopust" był rzadką okazją do pożywienia się rarytasem oraz spożycia świątecznych zapasów (bo nie było lodówek). Mięso w obsesyjnych ilościach pojawiło się na naszych stołach dopiero z nadejściem patologii, jaką jest chów przemysłowy. To ona doprowadziła do wykreowania nieistniejących potrzeb, „przebiałkowania" ludności i – co powinno ukłuć serce tradycjonalisty – odcięcia nas od kulinarnych zwyczajów naszych przodków.
Dla nich nie schabowy był podstawą diety, oni wyczarowywali cuda z ziemniaków, kapusty, fasoli, ziół. Muzą felietonu Dominika jest jego wysoce mięsożerna (a więc prawicowa) koleżanka. Czy pozwoli, bym zaprosił kiedyś ową damę na wegetariański obiad nie po to, by zbrukać jej katolicyzm albo prawicowość, ale by wykazać, że oba nie mają związku z mięsożernością? Nie jestem wege-misjonarzem, odczepię się od każdego, kto mi powie: „a ja chcę jeść mięso, bo lubię i basta". Nie chciałbym jednak, by ktoś taki zbyt łatwo odczucia swoich kubków smakowych podnosił do rangi dogmatu.”

Zatem kilka pytań od nas: Czy jedzenie mięsa lub jego niejedzenie jest dziś wyrazem jakieś ideologii?  Prawicowej lub lewicowej (czy lewackiej jak to stoi w tekście)?

Być może jest.. jednak w moim odczuciu wszyscy jesteśmy ofiarami „patologii, jaką jest chów przemysłowy”– jak pisze Hołownia – przez którą „mięso w obsesyjnych ilościach pojawiło się na naszych stołach” i „doprowadziła do wykreowania nieistniejących potrzeb, „przebiałkowania" ludności i odcięcia nas od kulinarnych zwyczajów naszych przodków”.

o. Jaromi: ten swiat wodzi nas na pokuszenie

Drukujemy tę wypowiedź, jako ważny głos w toczącej się na naszym portalu debacie na temat jakości żywności, przyszłości rolnictwa czy dobrostanu zwierząt hodowanych.

Jednak – jak pisaliśmy kilkakrotnie – świat „patologii, jaką jest chów przemysłowy”, jest rzeczywistością okrutną i dla zwierząt i dla ludzi… I jest to efekt wielkiego procesu odrzucenia wartości, Pana Boga i zasad, które tradycyjnie funkcjonowały w naszej relacji do przyrody. W efekcie jesteśmy zatruci przez śmieciowe żarcie i przez toksyczny system korporacyjno-marketingowy…

o. Stanisław